Retrospekcja

(Źródło: zbiory klubu osiedlowego Piastuś*)
                                                                                                        
 Na galeriach falowców zawiązują się przyjaźnie, rozkwita miłość, rodzą wspomnienia, także te bolesne. Rozstania mijają się na klatkach schodowych z powrotami. Życie toczy się swoim normalnym, acz pofalowanym tempem. Wspomina były mieszkaniec falowca:


     "Kiedyś, kiedyś czyli na początku lat 70-tych ulica Jagiellońska nazywała się ulicą Lumumby, Patrica Lumumby (kto to był i dlaczego po 1989 r. przestał być patronem ulicy do sprawdzenia w Internecie) pewien stary poeta i znakomity tłumacz, z którym miałem zaszczyt korespondować, uparcie adresował „ul. Lulumby”…
     
Pamiątka z przeszłości, odkryta na ścianie jednego z sopockich domków działkowych.

     W tamtych czasach – czasach młodości, czasach studenckich – adres w którymś z falowców był dobrym adresem. Bo te pofalowane budynki były nowością, w dodatku niespotykaną nigdzie indziej. Świadomość, że w każdym z nich można by zmieścić mieszkańców średniego miasteczka chyba nikogo nie dziwiła, po prostu nie zdawano sobie sprawy, że to jest jednak moloch z całym dobrodziejstwem, które to określenie oznacza.
     
     Los tak pokierował moimi drogami, że w roku 1973 na dwa lata zostałem jego współmieszkańcem. Dziewczyna, którą poznałem na studiach na skutek pewnych okoliczności życiowych dysponowała dwupokojowym mieszkaniem. Mocna studencka miłość zaciemniała wszelkie blaski i cienie mieszkania w falowcu, a wędrujący pod kuchennym oknem współsąsiedzi jakby nie istnieli. Uczucie jednak kiedyś się kończy i nie pamiętam, żebym odchodził z ulgą z falowca na Jagiellońskiej…
     
     Życie szło dalej i dalej i po trzech latach, któregoś późnojesiennego dnia, poznana kobieta przygarnęła mnie półbezdomnego do siebie. Z Klubu Dziennikarza w Śródmieściu jechaliśmy taksówką na Przymorze, zatrzymaliśmy się przed tą samą klatką na ulicy Lumumby(!) , mieszkanie było w tzw. nadbudówce, czyli pracowni plastycznej dużo, dużo wyżej od poprzedniego i nikt nie chodził pod oknami. To tam miałem swojego pierwszego psa, a właścicielka pracowni zmarła bardzo przedwcześnie.

     Teraz, od ponad 30 lat codziennie jestem między dwoma falowcami: tym na Jagiellońskiej (Lumumby) i tym na Obrońców Wybrzeża. Wspomnienia czasami powracają w drobnych, nieistotnych przypomnieniach, jedno jest od wielu lat stałe – w żadnym z tych „architektonicznych cudów”  nie chciałbym mieszkać."

* To, oraz inne archiwalne zdjęcia do zobaczenia na wystawie "W obiektywie Zenitów", w Filii Naukowej WiMBP na ul. Obrońców Wybrzeża 2.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz